Podróż śladami banknotu testowego „Krakowiak”
Dzisiejszy wpis będzie stanowił relację z wycieczki do odbycia której zainspirował mnie walor z mojej kolekcji. Pewnego dnia oglądając druki Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, których jestem szczęśliwym posiadaczem, mój wzrok utkwił na walorze nazywanym
„Krakowiakiem” i wówczas mnie olśniło, że wiem gdzie w stolicy małopolski, znajduje się większość zabytków wkomponowanych w szatę graficzną tego druku. Wtedy
wpadł mi do głowy pomysł na odbycie wycieczki, której celem będzie zwiedzenie wszystkich miejsc, które Pani Agnieszka Próchniak zamieściła w tym projekcie. I
tutaj pojawił się pierwszy problem, a mianowicie nie miałem zielonego pojęcia, skąd autorka czerpała inspiracje przy szkicowaniu herbu grodu Kraka oraz czy
stylizowane motywy kasztanowca mają swoje odzwierciedlanie w rzeczywistości, czy są tylko wynikiem jej twórczej fantazji. Po żmudnych poszukiwaniach
przepastnych czeluści internetu dzięki pewnym poszlaką moje poszukiwania dobiegły końca. Z ogromną satysfakcję udało mi się ustalić, że obydwa elementy są
zaczerpnięte z krakowskiej architektury i jak się okazało, przechodziłem koło nich niejednokrotnie. W trakcie przygotowywań do wojaży napotkałem na jeszcze
jeden problem, ale o tym napiszę w dalszej części.
Jako środek lokomocji wybrałem rower, ponieważ końcówka roku Pańskiego 2021 sprzyjała tego typu aktywności
fizycznej. Po przejechaniu około 45 kilometrów dojechałem do dawnej stolicy Polski, gdzie po zlokalizowaniu wolnego miejsca postojowego dla mojego jednośladu w
okolicach Galerii Krakowskiej nadszedł czas na pieszą wędrówkę plantami, gdzie bacznie wypatrywałem szpaków, które na walorze widnieją z obydwóch stron.
Mimo najszczerszych chęci zaobserwowałem tylko niezliczone rzesze gołębi oraz kilka kruków.
Dalej udałem się na "spotkanie" z siedzącym nieprzerwanie od 2000
roku przed kawiarnią Vis-à-vis przy Rynku Głównym 29 pomnikiem Piotra Skrzyneckiego. Skrzynecki był konferansjerem i współtwórcą słynnego kabaretu "Piwnica
pod Baranami". Zwis był często odwiedzany przez nietuzinkową osobę, jaką był Skrzynecki, gdyż właśnie to tutaj mieściło się nieoficjalne biuro kabaretu.
Następnie kierując się kilkadziesiąt kroków w kierunku ulicy Świętej Anny, dotarłem pod Pałac pod Baranami pamiętający czasy średniowiecza. Spoglądając do
góry, moim oczom ukazały się trzy baranie głowy zdobiące fasadę główną od 1860 roku. Według przekazów w przeszłości znajdowała się tutaj gospoda, w której
podwórzu sprzedawano barany, od których wywodzi się nazwa miejsca.
To w tutejszych piwnicach został powołany w 1956 roku wspomniany wcześniej kabaret. Aby się
ochłodzić i poczuć klimat tego miejsca zamówiłem zimną herbatę z sokiem imbirowym w piwnicznym barze i na chwilę przysiadłem za stoikiem w otoczeniu gotyckich
sklepień. Magia wszechobecnych w krakowskiej architekturze aniołów nie ominęła dzieła Pani Agnieszki, jak i również tego miejsca - w piwnicy nawet baranom
urosły skrzydła :). Anioły tak zawładnęły umysłem piwnicznego Czarodzieja, jak określano Skrzyneckiego, że sam powołał do życia trzy anioły. Był to czarny
anioł w osobie Ewy Demarczyk, biały pod postacią Anny Szałapak i Rudy w ciele Doroty Ślęzak.
Po chwili wytchnienia przeszedłem przez Sukiennice i mogłem w
całej krasie podziwiać Kościół Mariacki. Nie będę się rozwodził nad tym zabytkiem z okresu gotyku, ponieważ każdy w Polsce doskonale go zna.
Kolejnym przystanek w mojej podróży znajdował się na ulicy Kanonicznej, gdzie nad wejściem do Wydziału Architektonicznego Politechniki Krakowskiej widnieje ten sam herb Krakowa co na walorze. Budowla ta powstała w XVI wieku jako pałac przeznaczony dla biskupa Samuela Maciejowskiego. W XIX wieku mieścił się tutaj Inkwizytoriat (sąd z więzieniem w oficynie).
Po dojściu do końca ulicy czekała mnie wspinaczka po stromych schodach w kierunku wzgórza Wawelskiego, gdzie znajduje się element grafiki banknotu,
który sprawił mi największe trudności w identyfikacji. Są to stylizowane kasztany, które jak się okazało, strzegą dostępu do skarbów Katedry Wawelskiej i stanowią integralną część
trzech jednakowych barokowych bram wykonanych w 1619 roku z dolomitu przez Jana Trevano z Lugano, który miał zaszczyt być nadwornym architektem króla Polski Zygmunta III Wazy. Kierując wzrok do góry, na zwornikach łuków wspomnianych bram dostrzegłem kolejne anioły fruwające nad Krakowem.
Po krótkim spacerze po zamkowym dziedzińcu, żeby dotrzeć do następnego punktu wycieczki, którym był smok wawelski znajdujący się poza murami zamkowymi, postanowiłem najpierw zwiedzić jego jamę. Po pokonaniu 138 schodów dotarłem do wilgotnej pieczary, u wyjścia, której czekał na mnie już gotowy do wypuszczenia płomieni ognia ze swojej gardzieli smok. Pomnik wykonany z brązu w 1969 roku przez Bronisława Chromego chroni Wzgórze Wawelskie od 1972 roku. Na szczęście na pokaz umiejętności ziania ogniem przez gada nie musiałem długo czekać, ponieważ odbywa się on cyklicznie co kilka minut. Jako ciekawostkę dodam, że tak samo, jak na banknocie można zaobserwować zmianę barwy płomienia wydostającego się z paszczy smoka.
Na zakończenie wojaży nadszedł czas na ostatnią atrakcję stanowiącą jednocześnie przysłowiową wisienkę na torcie, jaką był lot balonem dający możliwość zobaczenia Wawelu w całej okazałości z lotu ptaka. W tym celu udałem się na bulwar Wołyński, gdzie za kwotę 69 złotych wzbiłem się balonem widokowym na wysokość około 150 metrów, dzięki czemu mogłem podziwiać historyczną zabudowę centrum starego Krakowa z powietrza. Po kilku minutach przebywania w przestworzach gondola balonu dotknęły gruntu i racji zbliżającego się wieczoru, nie pozostało mi nic innego jak marsz w kierunku mojego jednośladu i powrót do domu. Aha problemem, o którym wspomniałem na samym początku, było ustalenie terminu podróży tak, aby trafić na warunki pogodowe, w których odbywają się loty balonem.